Wiele dyskusji toczy się wokół problemu gier. Czy zastępują prawdziwe życie i w jaki sposób? Czy są złem wcielonym, czy też być może stanowią pewną odskocznię dla tych, którzy nie potrafią specjalnie dobrze funkcjonować w społeczeństwie? Problem jest złożony. Przede wszystkim patrzy się z perspektywy takiej, że ludzie, którzy mogliby wyjść do innych i zająć się bardziej pożytecznymi sprawami, spędzają całe dni na grze. Że świat rzeczywisty miesza im się z tym wirtualnym, a przez to nie myślą racjonalnie, nie potrafią sobie poradzić w najprostszych sytuacjach, a jeśli stosują do nich narzędzia wirtualne, nie zawsze udaje im się osiągnąć taki efekt, jaki zamierzyli. To jednak tylko pierwsza strona medalu. Druga strona jest taka, że jeśli nawet – załóżmy – nie byłoby komputerów, nie istniałyby one, albo nie byłyby takie rozpowszechnione jak jeszcze przed dwudziestu laty, ludzie, którzy zamykają się w świecie gier, zamknęliby się w innym świecie. Są bowiem na to podatni, mają takie charaktery. To nie jest wina świata, że w taki sposób na nich oddziałał. I tak by oddziałał, ale na inne sposoby, innymi dostępnymi metodami. Charakter trudno zmienić i jeśli ktoś ma predyspozycje do tego, żeby się zamykać we własnym świecie, jakikolwiek by on nie był, i tak będą to robili. A zatem można zwalać winę na gry komputerowe, trzeba mieć jednak świadomość tego, że gdyby gier nie było, problem i tak by istniał, tylko pod inną postacią.